sobota, 18 stycznia 2014

Trzecie Oko Anioła ( część ?...)


„…a gdy wybuchnie wulkan nieba lawą promienności budząc twój uśmiech, zaparzę ci kubek kawy i liści jesiennością ozdobię komodę pod oknem…”

X***
Zofia odkłada książkę. Opiera łokcie o blat stołu. Zamyśla się. Zamykając oczy kołysze brodę w zagłębieniu dłoni i widzi jak żółta róża upada pod jej stopy. Słyszy gromkie oklaski i wiwaty widowni. Publiczność wstaje z miejsc, a ona się kłania i kłania i serce jej rośnie i pęcznieje z dumy. Znów ma trzydzieści lat. I nie wie jeszcze, że ta róża…
– Staję się sentymentalna – uśmiecha się do siebie – przydałoby się dorosnąć!
Jest sama, tylko pies Poli leży rozłożony na dywanie i chrapie. Kobieta rozgląda się po nienagannie wysprzątanym pokoju. Ze ściany uśmiecha się do niej baletnica w tanecznej pozie – obraz namalowany przez przyjaciela w czasach, gdy… Zofia zaciska dłoń w pięść i przygryza wargę. Ból, jaki sobie sprawia pozwala nie myśleć. Czując nierówne bicie serca wstaje i otwiera okno. Wychyla się, łapczywie wdychając nasycone wilgocią powietrze. Mdłości ustępują a serce zdaje się uspakajać. Z zarośli za starym młynem nieopodal Odry dolatują do uszu kobiety delikatne trele słowika. Sierpień tego roku był wyjątkowo upalny. Dlatego dolegliwości Zofii powróciły. Kobieta zauważa pod ścianą sąsiedniej kamienicy stadko ptaszków zażywające kąpieli w kopczyku piasku pozostawionym przez robotników po niedawnym remoncie. Bury kot sąsiadów przyczajony za krzakiem czarnego bzu ma nadzieję na łatwy obiad.
 – Jeszcze chwila i będzie jesień – myśli Zofia widząc jak kocisko skrada się zamiatając ogonem pożółkłe liście opadłe ze starej wierzby dzielącej dziedziniec z karłowatym krzakiem bzu.
Od południa niebo zakrywa ciężka granatowa chmura. Słońce jak gdyby nie chcąc ustąpić, maluje chmury różowo-czerwoną poświatą. Ulica pustoszeje. Nieliczni, którzy nie zdążyli schronić się przed deszczem, osłaniają głowy, czym popadnie. Jakaś para młodych ludzi przystaje w bramie. On opierając się o suchy kawałek muru coś jej tłumaczy gestykulując. Ona przez chwilę przysłuchuje się jego wywodom, po czym przysłania mu usta dłonią przerywając jego tyradę. Oboje wybuchają śmiechem.
Zofia widzi jak zakurzony skwer przed kamienicą odzyskuje zieloną barwę, a nad drogą unosi się mgiełka parującej deszczówki. Powietrze nasyca się zapachem mokrej ziemi i gorącego asfaltu. Nareszcie pada.
- Wtedy też było duszno a potem padało - myśli Zofia zamykając okno.
Anna nie lubiła deszczu. Twierdziła, że źle jej robi na cerę i włosy. Że kiedyś wszyscy sparszywiejemy jak te pomidory w polu. I ci, co będą chcieli być normalni, będą musieli żyć w szklarniach chroniąc się przed kwaśnymi deszczami i innymi świństwami.
            Bóg jeden wie, gdzie teraz jest Anna i czy jej cera jest równie delikatna jak była dwadzieścia lat temu?
 Zofia podchodzi do komody, na której rzędem niczym szwadron żołnierzy stoją fotografie. Jedne oprawione są w bogato rzeźbione ramki, inne swą surowością przypominają wiejskie lustra osadzone w bielone drewno a jeszcze inne pozbawione ramy Pola nazywa „antyramami”. Kobieta unosi jedną z nich i wpatrując się w twarz dziewczyny przeciera szybkę rękawem. Z czułością przesuwa palcami po bogatych zdobieniach.
- Gdzie jesteś Aniu?  - Myśli Zofii przywołują siostrę. Ale w odpowiedzi słyszy tylko krople deszczu dudniące o parapet.
 – Jesteście do siebie podobne jak te dwie krople wody.
 Twarz Zofii przybiera blado ziemisty odcień. Bruzdy na czole pogłębiają się i kobieta opiera się o wiekowy mebel by nie stracić równowagi. Odstawia fotografię z namaszczeniem na swoje miejsce.
 – Muszą stać idealnie, bo inaczej Pola będzie się gniewać.

Wspomnienia powracają. Natarczywie zdają się wyglądać z każdego kąta. Na dworze chmury zasłoniły już niebo i w mieszkaniu panuje półmrok. Zofia nie zapala jednak światła. Lubi te wczesno wieczorne chwile. Chwile przeznaczone tylko dla niej. Wyjmuje z etui płytę Edith Piaf i wkłada ją do odtwarzacza .

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, za każde słowne ziarenko, które tu zostawiasz.