Są sny zachwytem budzące przeznaczenie
I koszmary senne serce smagające
Są oczu ścieżki nigdy nieodkryte
I smutne dusze wśród kwiecia błądzące
Są słowa, co siewem nadziei wzrastają
Gdzie miłość plantację swą pieści i chroni
I gości promieniem słońca witając
Ziarna dobroci niesie im w dłoni
Więc przysiądź wędrowcze na skrawku błękitu
Tu słów poczęstunkiem uraczę cię skromnie
Twą drogę odkurzę miotełką zachwytu
Zasieję ziarenko, byś znów wrócił do mnie….
Odwiedziłam
dziś swoje oczy. Nie ucieszyły
się na
mój widok. Straciły gdzieś figlarność i błękit nadziei.
Patrzyły smutno przed siebie swym pustym wnętrzem. Nikt tam już
nie mieszka, a z każdego kącika wyziera tęsknota i niemoc. Łzom
bliżej do oceanu śmierci, niż do zachwytu i wzruszeń.
Nie
wypadało mi tam
zostać
dłużej. Wyszłam nie oglądając się za siebie.
Z
nadzieją odwiedziłam więc swoje nozdrza. Lecz czegoż mogłam się
spodziewać. Nie opływały w dostatek woni. Zwietrzałe zapachy
zmieniających się pór roku snuły się po korytarzach pragnień.
Zza zakamarków zaś, falując włoski wyłapywały z powietrza
ostatnie drobinki wspomnień.
Nie
byłam tam miłym gościem. Wyszłam, pozostawiając za sobą ciężki
oddech nocy.
Rzeczywistość
nie oszczędziła mi bólu. Zapragnęłam więc odwiedzić swoje
usta. Pamiętałam wszakjak
smakowała
namiętność na twoim ciele i pulsujące pożądliwością karminowe
zniecierpliwienie… Lecz i tu spotkało mnie rozczarowanie. Smaki
odeszły, zabierając z sobą rozkosz podniebienia. Słodycz
zmieszana z goryczą spowszedniała, a język oszukiwany i mamiony,
od dawna przestał wierzyć w cudowną moc pragnień i potajemnie
szukał rozkoszy w słowie.
Tym
razem odeszłam
bez słowa, zamykając złotą kłódką kufer minionego czasu. Jutro
odwiedzę swoje serce. Ono zawsze z radością wita zbłąkanego
wędrowca.
Siedzę z kubkiem gorącej herbaty w ręku, w piecyku ogień oplata ramionami kolejne kłody drewna, a ja gapię się bez sensu przed siebie. Próbuję ambitnie i usilnie pobudzić swoje zwoje mózgowe do działania i kreatywnego myślenia. Czasami mam takie zawieszenie i co mam ze sobą zrobić?
Z każdej strony bombardowana jestem cudzą myślą i cudzym słowem. Często moje ja, wewnętrznie protestuje, ale na zewnątrz jestem taka, jak zdaniem innych być powinnam.
Małymi krokami próbuję to zmienić. Wiem, że nie będzie to łatwe. pozwoliłam na to, by przez blisko pół wieku manipulowano moim życiem... Często zastanawiałam się, dlaczego nie jestem normalna jak inni, dlaczego nie potrafię cieszyć się tym co dostaję, dlaczego mam wrażenie, że to co akurat się zdarza nie dotyczy mnie, tylko kogoś kogo własnie w tej chwili reprezentuję?
Od jakiegoś czasu, zdarza mi się cofać myślami w czasy mojego dzieciństw. Być może tam znajdę odpowiedź na niektóre z moich pytań.
Tam, na drugi biegnę brzeg…
06.03.2017r.
Tam, na drugi biegnę brzeg...,
gdzie szuwarów odwieczny szept usypia żabi skrzek i wodnika dzieci
gdzie rusałek śpiew strząsa liście z drzew, modrzy rudy łeb kudłaty Yeti
to jest mój świat, dziecięcych lat, świat bajek spod mojej powieki
tam jest mój dom, tam mam swój tron, mój las i moją rzekę
wczoraj wybrałam z mych wonnych snów, ten który śnić nie wypada
na prześcieradłach z płatków bzu siedziała obleśna żaba
i książę przybył do mego snu i miłość co nigdy nie ginie
w leszczyny orzeszek zaklęty czas, słowikiem wyśpiewał me imię
a błękit wciąż tonął i wabiły świt, w nurt rzeki na drugą stronę
słodyczą oczu w kielichy dwa miłością przepełnione
wkoło pachniały wonne bzy i motyl składał wachlarze
w szuwarów kolebki układał wiatr rodzące się roje ważek
gdzieś żabim rechotem rozbrzmiewał świat i płonął od pocałunków
gdy w księcia zmienił się brzydki płaz w nagrodę mych trosk i frasunków
dzisiaj znów staję na brzegu tym, co kusi przygodą i nęci
chcę znaleźć w sobie dziecięcy śmiech – chcę znaleźć siebie w pamięci
bo gdy fantazji pryśnie czar i zamknę na zawsze powieki
niechaj me wiersze pójdą w tan z wiatrem wiejącym znad rzeki
niechaj dziecięcy usłyszą śmiech szuwary co wabią i nęcą
niech Yeti schyli kudłaty łeb nad grobem – nad, o mnie pamięcią
/D.E.O./
niedziela, 15 stycznia 2017
Coś kiedyś musi się zacząć...
Buszując po innych
blogach obiecałam sobie, że u mnie czytelnicy, a więc moi słowni
przyjaciele, systematycznie będą mogli raczyć się eliksirem
słowa. No cóż, na pobożnych chęciach się skończyło. Życie
weryfikuje takie postanowienia. Nie pisałam na blogu od bardzo
długiego czasu. Jak to zwykle bywa, gdy kończy się stary rok, a
zaczyna nowy moją głowę bombarduje ogrom nowych planów i
postanowień. Ha ha ha powiecie. Obiecanki cacanki… No cóż, od
czegoś trzeba znów zacząć. Postaram się pisać o rożnych
sprawach. Nie tylko związanych bezpośrednio ze słowem, ale tym
razem chciałabym byśmy się lepiej poznali. Abyście lepiej poznali
mnie i mój punkt widzenia na niektóre sytuacje, poznali moje
przemyślenia i marzenia. Chciałabym czasami też cofnąć się
wstecz. By to co już się wydarzyło w moim świecie nie zostało
zapomniane. Od was, moi mili
zależeć będzie czy ten blog przetrwa w takiej formie jak teraz,
czy będę zmuszona zrobić z niego kilka oddzielnych tematycznie
gałęzi. A więc co ma wisieć nie utonie… Do następnego...